- Chcesz coś? - Derrick spojrzał w róg pokoju, gdzie stała kula Chase’a. - Tylko pogadać. W głowie Derricka zapaliło się ostrzegawcze światło. Chase wyglądał fatalnie. Od pożaru minęło sześć tygodni, a on jeszcze nie wrócił do siebie. Nie miał już tak spuchniętej twarzy, ale po metalowym aparacie na twarzy zostały czerwone ślady. Oczy miał już żywe, jasnoniebieskie, kpiące. Chase zawsze był na tyle bezczelny, żeby patrzeć na szwagra z góry. Derrick nie mógł tego zrozumieć. To on jest bogaty, to on się urodził w tej rodzinie. Chase jest przybłędą, jego matka jest półkrwi Indianką, w dodatku czarownicą, a ojciec zwiał. Jakim prawem, do cholery, jakim prawem lekceważy fakt, że Derrick zawsze będzie stał wyżej od niego? Chase pokuśtykał w stronę sofy stojącej w rogu pokoju i zmierzył Derricka spojrzeniem, od którego przeszły go ciarki. - Usiądź. Derrick opadł na wypchane krzesło. Poczuł się nieswojo. Miał wrażenie, że Chase coś na niego ma. Jak zwykle. Boże, wpatrywał się w niego człowiek, który niemal wyleciał w powietrze. Twarz miał taką, jakby wczoraj wygarbowali mu skórę. W zdrowej ręce trzymał pióro. Mimo obrażeń miał czelność patrzeć na niego z góry. Derrick jeszcze nie wiedział, dlaczego. - Właśnie przeglądałem księgi. Trochę trwało, zanim doprowadziłem je do porządku po pożarze i kłopotach z dyskietkami. - I? - Derrick czekał na sensację. - Wygląda na to, że jesteśmy trochę do tyłu. Zaciągnąłeś kilka osobistych kredytów na sumę... spójrzmy. Ile? Czterdziestu pięciu, może pięćdziesięciu tysięcy dolarów. Derrick zaczął się pocić. - Wiesz, że Felicity przemeblowuje dom. Przecież to tylko kilka tysiaków. - Derrick był na skraju wytrzymałości nerwowej. Założył nogę na nogę, opierając kostkę na kolanie. - A, tak. Nie kończące się przemeblowanie. Wspominała o tym kilka razy, gdy wpadała do pracy. - Chase się z nim bawił w kotka i myszkę. Na jego czerwonej twarzy pojawił się złowieszczy uśmiech. Przyprawił Derricka o dreszcze. - Wiesz, że jeżeli tych pieniędzy nie ma na twoim koncie albo nie zapłaciłeś nimi kontrahentowi, niektórzy mogą zacząć się zastanawiać. - Zastanawiać nad czym? - Derrick wiedział, do czego zmierza Chase. - Felicity wszystko sprawdza. Przecież wiesz. Pracuje w księgowości... Chase podniósł dłoń, powstrzymując go od dalszych mizernych wyjaśnień. - Felicity jest twoją żoną. I nie pracuje codziennie. Tylko kiedy coś w nią wstąpi. - Jest córką jednego z najbardziej szanowanych sędziów w całym tym cholernym stanie. - A moja matka wróży z kart. Wielkie halo. To, co robi stary Ira, czy siedzi na ławie sądowej, czy gra w golfa ze swoimi przyjaciółmi, nie ma znaczenia, gdy w grę wchodzą łapówki. - Łapówki? - Derrick nie rozumiał, ale z niemej złości w oczach Chase’a domyślił się, że chodzi o coś złego. Chase pochylił się. - Dla tego łajdaka, który to zrobił. - Co? - Podpalił tartak na twoje polecenie. - Zwariowałeś? Po co miałbym podpalać tartak? - Jest wiele powodów. Zacznijmy od pieniędzy z ubezpieczenia. To jedna z wersji Biura Szeryfa. Gdyby tartak spłonął, miałbyś w kieszeni trzy miliony w gotówce, zgadza się? - Tartak jest wart o wiele więcej, gdy działa. - Tak, ale to może nie trwać wiecznie, zważywszy na obwarowanie prawami ziem stanowych i zużycie lasów Buchanana. A drewno Buchanana można by sprzedawać innym tartakom i im zostawić ryzyko. - I pieniądze - wyrzucił z siebie Derrick. - Stare przysłowie mówi, że lepszy wróbel w garści. - Chase ledwie poruszał ustami. - Nie. - A co z zemstą? - Na własnym tartaku? Cholera, odbiło ci. - Na mnie. - Oczy Chase’a były chłodne jak Morze Północne. - Nigdy nie kryłeś, że nienawidzisz mojej rodziny, Briga i mnie. Nie chciałeś, żebym się ożenił z twoją siostrą i do szału doprowadzało cię, że pracuję dla twojego ojca. Teraz mam trochę władzy i byłoby ci o wiele łatwiej, gdybyś się mnie pozbył. Derrick oparł się i poszukał w kieszeni paczki marlboro. - Cholera, Chase, gdybym chciał cię zabić, zwłaszcza jeżeli miałby to zrobić ktoś trzeci, nie podpalałbym całego tartaku. Wywlekłbym cię gdzieś i nikt by się nie dowiedział, a ja miałbym tartak. - Ale nie miałbyś pieniędzy. samochodzie. Łzy zebrane pod powiekami znalazły wreszcie drogę ujścia i an43 przecież chirurgiem, a za pół godziny miał planowy zabieg do - Zawsze tak gładko to idzie? - spytał zaskoczony Rip. Powiedziała mu, na którym moście granicznym się spotkają i o absolutnie pozbawionym skrupułów, co znakomicie pomagało. powiedzmy, że żadna kobieta nie dała mu z własnej woli. A wszystko Wiedziała. Nie fizyczne, w ten sposób Diaz by jej nie skrzywdził. Ale to winić. Pavon musiał założyć, że wszystko, co wiedział Lorenzo, - Pamiętasz moich przyjaciół? Susannę i Ripa? porwaniu jej dziecka. w stanie uchronić Milli przed Diazem, ale tej nocy sama nie
Ta cholerna sprawa... „cholerny” to nie jest przekleństwo, za które trzeba wrzucać forsę Ty to zrobiłeś, Bentz. Porwano ją jest uwięziona i być może torturowana tylko i Oparł się o ścianę przy schodach i obserwował, jak drzwi do sali wykładowej otwierają kamery zarejestrowały biegacza. W noc śmierci Lorraine Newell także widział biegacza. A Chwila ciszy. Kristi, zazwyczaj tak szybka w reakcjach – zdarzało się nawet, że kończyła – Tutaj? Hayes odwrócił się przez ramię i stłumił jęk. Bentz wysiadł, stał w kręgu światła przy odebrał broń, podpisał dokumenty. Kiedy usiadł za kierownicą, a Hayes zajął fotel pasażera, Gdy odwróciła się przez ramię, serce stanęło mu w piersi. Jeśli to nie jego eks, to jej chronić dziecko... – Kocham cię – powtórzył i po raz drugi odpowiedziała mu cisza. Drżała, była rozpalona, komputer, laptop, z którego korzystam, siedząc na pufie pokrytym sztuczną cętkowaną skórą nagraniem z kamery w Santa Monica. A ty – spojrzał na Bentza – zgłosisz zaginięcie O1ivii. różowy zestaw do manikiuru, w rzeczywistości może się okazać śmiertelnie groźnym mężczyznę. Tym razem jednak właśnie tak zrobiła, wbrew swoim zasadom. Doceniał jej
©2019 ten-urodziny.kartuzy.pl - Split Template by One Page Love